To może wydawać się kontrowersyjne, że jako psycholog będę pisała za chwilę o tym, że… to czasem nie pomaga. Cóż, w sumie nie ma idealnej metody na zdrowie i szczęście – gdyby tak było, ktoś by już to dawno opatentował i zbił majątek. W praktyce czasem najlepszy psycholog czy terapeuta rozmawiając z najbardziej zaangażowanym pacjentem i tak wiele nie osiągną. Dlaczego tak się dzieje, że psycholog nie pomaga? Oto mój subiektywny przegląd obserwacji.
1. Nie zaiskrzyło
Ten powód wydaje mi się najważniejszy. Możesz mieć naprawdę dużą motywację i chęć do zmiany i trafić do psychologa z ogromną wiedzą i umiejętnościami, a jednak coś nie działa. Sesje psychologiczne i psychoterapeutyczne to przede wszystkim spotkanie dwóch ludzi, którzy w intensywnym emocjonalnie kontakcie przebywają ze sobą przez prawie godzinę nawet kilka razy w miesiącu. Jeżeli zwyczajnie się nie polubicie jako ludzie, może być ciężko.
Oczywiście, rolą psychologa jest dobrze pracować i nie oceniać pacjenta. Większość specjalistów będzie wykonywało dobrze swoją pracę i nie oceniało, jakim człowiekiem jest klient (niestety, zdarzają się czarne owce, ale o tym później). Natomiast pewnie wiesz z własnego życia, że czasami między dwojgiem osób nie ma powodów do antypatii, ale różnice w temperamencie, sposobie komunikacji i wiele innych czynników sprawiają, że to nie to. I czasem w gabinecie jest podobnie – obie strony chcą dobrze, maja ku temu wystarczająco zasobów, ale zwyczajnie nie zaiskrzyło i stworzenie relacji terapeutycznej jest trudne.
Co ważne, a nie zawsze o tym się głośno mówi: to właśnie z tego powodu pierwsze 1-3 wizyty są konsultacjami, nie są jeszcze nazywane terapią. Pomijając kwestię zebrania wywiadu i ustalenia celów pracy to też czas, żeby wzajemnie się poznać i ocenić, czy ten psycholog jest tym, z którym chcę pracować. Psycholog czy terapeuta nie powinien naciskać, że musisz chodzić właśnie do niego i już. To normalne, że możesz potrzebować rozmowy z kimś albo o spokojniejszym temperamencie, albo właśnie bardziej żywym, wprowadzającym humor.
2. Jednak nie trafiłeś do specjalisty
Niestety, obecny system prawny w Polsce (stan na 2024 rok) sprawia, że każdy może otworzyć gabinet terapeutyczny. Każdy też może zarejestrować działalność gospodarczą z kodem PKD wskazującym na pomoc psychologiczną. Może być też tak, że ktoś ukończy krótki kurs nie tyle całościowy z psychoterapii, co kurs o korzystaniu z jakiejś metody terapeutycznej i uzna, że to wystarczy.
Z mojej obserwacji wynika, że w mniejszych miastach ryzyko trafienia do oszusta (nazywajmy rzeczy po imieniu) jest mniejsza – takie kwiatki szybko by wyszły w mniejszym środowisku. Natomiast w dużych miastach łatwiej o anonimowość i informacje, że ktoś wcale nie jest psychologiem, a udziela takich świadczeń, mogą wyjść na jaw później.
Póki nie zostanie dopracowana regulacja zawodu psychologa i terapeuty, lepiej dwa razy sprawdzić, do kogo się zapisujesz. Sprawdź, czy ta osoba ukończyła studia magisterskie na kierunku psychologia. Jeżeli reklamuje się jako psychoterapeuta, sprawdź, jaką szkołę kończyła, na jakim jest etapie (można już pracować jako terapeuta po drugim roku szkolenia). Jeżeli cokolwiek budzi Twoje wątpliwości, pytaj. Prawdziwy specjalista nie powinien mieć problemu z odpowiedzią na pytania o wykształcenie i kursy, zwłaszcza, że pewnie zna sytuację prawną tych zawodów w Polsce i wie, z czego wynikają wątpliwości.
3. Tak naprawdę nie chcesz chodzić na terapię…
… ale żona/mąż/rodzic/szef/sąd twierdzą, że powinieneś/powinnaś. Wtedy mówimy o tzw. pacjencie niedobrowolnym. Taki ktoś przyjdzie do gabinetu, będzie regularnie umawiał się na wizyty, ale nie tyle dla siebie, co dla innych. Bo np. żona powiedziała, że jak nie pójdę na terapię, to się ze mną rozwiedzie. Bo rodzice każą mi chodzić, choć wg mnie to oni mają problem, nie ja. Bo szef uznał, że jestem zbyt wybuchowa i jeżeli chcę utrzymać stanowisko, muszę pracować nad złością. Bo sąd lub kurator uznali, że potrzebuję pomocy psychologicznej w kwestii wychowania dzieci.
Więc przychodzę, albo żeby mieć święty spokój, albo dlatego, że naprawdę zależy mi na faktycznym zleceniodawcy i zrobię dla niej/niego wszystko. Poza faktycznym zaangażowaniem się w terapię. Zwłaszcza, że ja naprawdę nie uważam, że X jest moim problemem. Ja lubię X, jest mi z tym dobrze…
Tak jest też często przy osobach niepełnoletnich – rodzic mocno martwi się o swoje dziecko, ale dziecko nie widzi problemu. Dzieci, a nastolatki zwłaszcza, są wtedy mistrzami w bronieniu swoich granic podczas sesji. Sama mam w zwyczaju w takich sytuacjach umawiać się np. na 3-4 spotkania, aby sprawdzić, czy na pewno się nie dogadamy. Jeżeli i ja, i nastolatek uznamy, że nie mamy za bardzo co robić po tych 3-4 spotkaniach (plus sprawdzam, czy nie ma zagrożenia życia i zdrowia), to zapraszam rodziców i wspólnie omawiamy, co w takim przypadku jest możliwe, a co jest tylko stratą ich pieniędzy.
Swoją drogą zdarzają się też absurdy typu: para jest w trakcie rozwodu, zgodnie deklarują, że nie chcą ze sobą być, a sąd uznaje, że wyśle ich na terapię małżeńską dla dobra dzieci… pozostawię to bez komentarza.
4. Nie mówisz prawdy lub oczekujesz, że psycholog sam się domyśli
Ten kawałek jest dla mnie jako psychologa i terapeuty najtrudniejszy: to mierzenie się ze stereotypem, że jesteśmy specjalistami, którzy potrafią czytać w myślach.
No nie, to tak nie działa 🙂
Spotkałam się już kilka razy z sytuacjami, gdy klient/pacjent oczekiwał, że ja zgadnę, czego on naprawdę chce od spotkań, co mu się podoba, a co nie, albo że odczytam, co ukrywa. Nie mam takich zdolności. Nikt z tej branży takich zdolności nie ma (a jeżeli deklaruje, że ma, patrz punkt drugi tego artykułu).
W trakcie terapii wiele razy pojawia się pytanie: „czego Pan potrzebuje od tej sesji?”, „na czym najbardziej Pani zależy w terapii?”, „o czym mamy rozmawiać, do czego ta rozmowa ma doprowadzić?”, „jak ma wyglądać Pana/Pani życie po terapii?”. Jeżeli nie otrzymam szczerych odpowiedzi na ten temat, to moje działanie będzie jak błądzenie we mgle. A przez stereotyp, że ja WIEM jakie są odpowiedzi na te pytania, czasem bywa nieprzyjemnie dla obu stron: ja się gubię i nie rozumiem, czemu praca nie idzie do przodu, a klient/pacjent jest sfrustrowany, niezadowolony i nadal cierpi.
Dlatego pamiętaj: nie umiemy czytać w Twoich myślach! 🙂
5. Oczekujesz, że sama rozmowa wystarczy
To jest bardzo częste oczekiwanie i chyba zawdzięczamy je przede wszystkim popkulturze: widzimy w filmach, że w ramach terapii kładziesz się na kozetkę, opowiadasz o swoim dzieciństwie, wstajesz i wychodzisz uzdrowiony.
Niestety, to nie takie łatwe.
Najważniejsza robota dzieje się MIĘDZY SESJAMI. Podczas spotkania w gabinecie rozmawiamy, wykonujemy różne zadania, szukamy, sprawdzamy, interpretujemy, wymyślamy eksperymenty – ogólnie, zbieramy wiedzę i pomysły. Natomiast to do pacjenta/klienta należy ich przekładanie na życie codzienne. Najlepszy terapeuta czy psycholog nie wprowadzi tych zmian za swojego pacjenta.
To trochę tak, jakby oczekiwać, że samo wykupienie leków od psychiatry zadziała – a przecież jeszcze trzeba je regularnie brać, wykonać zlecone badania, poprawić styl życia.
Z psychologiem i terapią jest tak samo: na sesji możesz dokonać przełomu w rozumieniu tego, co się z Tobą dzieje. Ale jeżeli nie wykorzystasz tej nowej wiedzy w praktyce, to w sumie niewiele się zmieni…
Czyli nie warto iść na terapię?!
Oczywiście, że warto. Nie piszę tego wszystkiego, żeby Cię zniechęcić, a jedynie wskazać na te elementy, które opóźnią proces ukojenia Twojego cierpienia. Więc przed umówieniem się na pierwszą wizytę do psychologa lub terapeuty, odpowiedz sobie na te pytania:
- Z jakim terapeutą będzie mi się rozmawiało najlepiej? Czy ma znaczenie płeć, wiek, temperament? Wolę rozmowę żywszą, czy spokojniejszą?
- Czy specjalista, do którego chcę się zapisać, posiada odpowiednie wykształcenie? Czy uczestniczy w superwizjach? Czy nadal jeździ na różne szkolenia, rozwija się?
- Czego tak naprawdę oczekuję od terapii? Z jakimi odczuciami, myślami, chcę wychodzić ze spotkań? Jak chcę żyć po terapii? Czy są jakieś tematy, o których nie chcę rozmawiać na sesjach? Które tematy wymagają najpilniejszego zaopiekowania?
- Czy chcę iść na terapię dla siebie, czy dla kogoś? Jeżeli dla kogoś, to czy mimo to i dla siebie czegoś będę szukał/szukała?
- Czy mam faktyczną gotowość do zmian w codziennym życiu? Do wykonywania zadań domowych, eksperymentów, prób reagowania inaczej w różnych relacjach?






